poniedziałek, 14 lipca 2014

Polska i spotkanie OFC

Witajcie!

Witajcie po dłuższym czasie. Nie było mnie... w Norwegii. Poleciałam na wstępnie 1,5 a ostatecznie 2 tyg do Polski. Powiem Wam, że dobrze być czasem na bezrobociu i móc sobie wydłużyć urlop, zwłaszcza w nietypowej sytuacji. Pobyt w Pl przedłużył się ze względu na chorobę, która mnie tam dopadła. Dostałam zapalenia ucha zewnętrznego i wewnętrznego. Cud, miód i orzeszki - w sensie antybiotyki.. Chyba nic więcej nie muszę dodawać. No może jedynie tyle, że nie zaleca się podróży samolotem z tak chorym uchem! Swoją drogą, taka dygresja - nie wiem czy ze mną coś się stało, ale klimat w Polsce przestał mi służyć. To co wydawało się znajome i przyjazne jest teraz wrogie... Co wpadam do Polski to jak nie katar, to zapalenie strun głosowych albo jak się ostatnio okazało ucho.... Normalnie problem z aklimatyzacją jakbym co najmniej do Afryki leciała. Serio. Już na samą myśl, że się tam wybieram mam złe przeczucia. Może to też przez to te choroby. W końcu potęga podświadomości! Anyway, kończąc już ten lekarski wątek, który w sumie nadal jest aktualny bo jeszcze nie doszłam do siebie, pobyt w Pl się wydłużył.

A teraz po co w ogóle tam poleciałam? Pozałatwiać parę spraw to jedno. Jakoś nie mogę przestawić się na tutejszych lekarzy, zwłaszcza specjalistów. Ufam tylko tym, którzy prowadzą mnie już od kilku lat, wyprowadzili z cięższych chorób lub zoperowali. W Norwegii korzystam jedynie z lekarza rodzinnego i to od wielkiego dzwonu. Swoją drogą podzielę się taką informacją dot. norweskiej służby zdrowia (to dla tych, którym jeszcze o tym nie opowiadałam). Wizyta u lekarza w Norwegii nie jest zupełnie za darmo. Każda osoba zarejestrowana w spisie ludności podlega co prawda pod państwową kasę chorych dzięki czemu jest ubezpieczona i opłata za wizytę jest dla niej niższa ale jednak jest. Najczęściej za zwykłą konsultację w sprawie chorego gardła płaci się około 120-140 koron, czyli jakieś 60, 70 zł. Po przekroczeniu 2000 koron, czyli kilku wizytach lub jakichś zabiegach można otrzymać zwolnienie z opłat, czyli tzw. frikort (taka karta). Ale tak jak mówię, to dopiero po pewnym czasie. A wracając do pobytu w Pl, sprowadziły mnie tam wizyty mniej przyjemne czyli lekarskie, ale też jedna bardzo sympatyczna. W moim opisie nie podałam, że oprócz bycia fanem polskich kabaretów, Bon Jovi'ego i skoków narciarskich, jestem jeszcze fanką (nie lubię tego słowa, ale nie wiem jak inaczej to wyjaśnić) aktora Filipa Bobka. Filipa polubiłam począwszy od zwiastunów serialu "Brzydula" prawie 6 lat temu, przechodząc przez cały serial który zresztą do dziś bardzo lubię i wszelkie projekty z ostatniego czasu. Niestety nie znałam go jeszcze za czasów, kiedy grał w teatrze w Poznaniu a szkoda. Naprawdę bardzo żałuję, że ominęłam ten okres jego pracy. Z drugiej strony jak tylko mogę nadrabiam teraz wszelkie zaległości i bardzo kibicuję jego aktorstwu. :) Z tego też powodu zapisałam się (już kilka lat temu) do jego fan klubu, żeby móc śledzić jego pracę na bieżąco. Wiecie jak to jest za granicą, polskiej tv brak, gazet też, więc skąd czerpać info jak nie z internetu. :) A dziewczyny prowadzące oficjalny fan klub naprawdę dokładają starań, żeby wszystko co najnowsze było podane do naszej, czyli członków klubu wiadomości. Ponadto całości patronuje sam Filip. I to dzięki niemu co roku organizowane jest jedno spotkanie dla fanklubowiczów, na które udało mi się po raz kolejny pojechać :). Wszelkie informacje jak takie spotkanie wygląda i jak można się na nim znaleźć dostępne są na stronie ofc Filipa Bobka, czyli tutaj: http://www.filipbobek.ubf.pl/news.php. Zachęcam do odwiedzenia :) Ja ze swojej strony powiem tylko tyle, że bardzo się cieszę, że jestem w tym fanklubie, że dzięki niemu co roku widuję "starych znajomych" ale także poznaję nowych, że jesteśmy taką grupą, która mimo, że nie widzi się ze sobą codziennie, przy każdym kolejnym spotkaniu zachowuje się tak jakby rozmawiała ze sobą dopiero wczoraj. :) Tak samo jest z Filipem, który kojarzy osoby pojawiające się regularnie i dopytuje co u nas słychać. Jest przesympatycznym człowiekiem, z którym od razu idzie nawiązać nić porozumienia. A mnie osobiście cieszy jeszcze fakt, że mam z nim wspólne zainteresowanie, jakim jest Skandynawia;). I życzę mu, żeby w końcu spełniło się jedno z jego marzeń, jakim jest odwiedzenie całego Półwyspu. :))) Filip, pozdrawiam z Oslo! :D Poniżej załączam tegoroczną pamiątkową fotkę z "szefem". I mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy, w takich czy innych okolicznościach.

Jak ja to mówię: "rozwodowe" ;)


Wersja selfie:


Dorzucam jeszcze selfie z moją "filipową" psiapsiółą, którą mogłam spotkać po 2 latach (z czego się bardzo cieszę)


Mały kolażyk na m.in. temat, co to jest brunost, czyli brązowy ser o smaku karmelowym, dla Norwegów ważny tak samo jak oscypek dla Polaków ;) przywiozłam dla Filipa, bo lubi kuchnie świata i kocha gotować. Mam nadzieję, że przypadnie mu do "podniebienia" :D. Velbekommen (smacznego!) :)



I na koniec fotka z fanklubowiczami i Filipem:




A dodam jeszcze, że jeśli macie to szczęście i jesteście w Polsce, już od jesieni 2014 będziecie mogli zobaczyć Filipa w kolejnym sezonie spektaklu "Kochanie na kredyt". Odysłam Was do strony www.kochanienakredyt.pl Korzystajcie z okazji, że macie sztukę na wyciągnięcie ręki. Ja w Oslo nie mam takiej możliwości, przynajmniej na razie ;).

Zapomniałabym (Aga wybacz) - to spotkanie było jeszcze szczególniejsze przez fakt, że w formie niespodzianki dotarła do nas nasza "szefowa" ;), czyli Aga, która założyła i prowadzi nasz fanklub a obecnie przebywa w Stanach jako au-pair. No dawna tak mi szczęka nie opadła jak na jej widok. Do tego pojawiła się ze swoją host family. Super!! Tak spotkać się po latach, ze wspólnym doświadczeniem emigracyjnym i au-pair'owym już teraz. Dla tych co nie wiedzą, tak sama byłam au-pair 16 lat temu! Matko!!!! Nie wierzę, że to już tyle czasu minęło... A au-pair byłam wtedy w Niemczech. Obecnie moja rodzinka mieszka równie daleko jak Agi, w Kanadzie :).

Właśnie znalazłam zdjęcie zrobione dzień przed wyjazdem na au-pair do Niemiec w 1999 roku ;)



Włosy miałam wtedy za pas :D.


To tyle o spotkaniu w Wawie. Cóż jeszcze mogę napisać o minionych dniach. Pracuję nad jednym tajnym projektem i ujawnię go dopiero jeśli coś się z niego wykluje ;). Za samym Oslo już trochę tęskniłam, choć zobaczyć naszą stolicę to też dla mnie wielka radość. Warszawa stoi na drugim miejscu na mojej liście miast do których chciałabym się przeprowadzić. :) Ale póki co w Polsce czuję się tak trochę jak na wakacjach, nie wiem co ze sobą robić, nie mam już za dużo powiązań z polską codziennością, poza robieniem zakupów, odwiedzaniem znajomych i chodzeniem do lekarza. Ostatnio naszła mnie taka myśl, że jednak więcej wspólnego mam już z innymi emigrantami, wspólne tematy i problemy a odbiegają one od tych z polskiego podwórka. Może się zmieniam a nawet tego nie zauważyłam - do teraz - jeszcze ;). Zobaczymy. Ale na dzień dzisiejszy prędzej zrozumie mnie ktoś tu na miejscu, kto przeżywa podobne problemy do moich niż osoba mieszkająca kilka tysięcy km stąd, co oczywiście jest zrozumiałe. W sumie to mogę powiedzieć, że nawet moja własna rodzina nie do końca wie, z czym się tu na miejscu borykam, bo nie potrafi sobie tego wyobrazić. :)

A wracając jeszcze do Polski, poza wyjazdem do Warszawy udało mi się zrealizować jeszcze jedno życzenie. Strasznie chciałam wyskoczyć choć 10 km od Poznania na wieś. :D To przez te wszystkie fotki na instagramie, znajomi kuszą widokami. I udało się. Wyjechałam do mojej koleżanki do Paczkowa, gdzie spędziłam miły wieczór, który nawet zahaczył o ognisko i grilla. :D Asiu, dzięki. Poniżej wrzucam fotki. :)



Takie coś to ja kocham. W ogóle przyznam się, że odkąd nie mieszkam już w Laponii bardzo tęsknię za takim miejscem, gdzie w każdej chwili można rozpalić ognisko. Tak, to była codzienność tam. A najdziwniejszego grila na jakim byłam pokazuję Wam na zdjęciach poniżej (właśnie na północy Norwegii). Myślę, że nie wymagają one komentarza :D. A zdjęcia zrobione były jakoś w marcu czy kwietniu. :)


Skóra z renifera na "ławce"





Rozpisałam się. :) I pewnie mogłabym tak dalej i dalej, ale po co wszystko na raz. :) Będę dawkować sobie wspomnienia i emocje,  Wam posty!

P.S. Dzięki Aga, Mirka, Magda B., Magda T., Renia, Ania J., Agnieszka Cz., Agata za fajny dzień w Wawie, Asia za Paczkowo. Dzięki całej reszcie, którą tym razem udało mi się spotkać w Pl. :) Do zobaczenia :)






2 komentarze:

  1. W sumie to fajnie, jak w czasie jakiejś wycieczki dzieje się dużo rzeczy... Nie tylko pozytywnych :P.
    Cieszę się, że masz takie dobre wspomnienia ze spotkania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mam i chciałabym mieć kolejne. Szkoda, że nie wszystko da się za rok tak samo powtórzyć. Ale może jeszcze kiedyś, w innym czasie, w innych okolicznościach. Who knows :) Dzięki za odwiedziny na blogu :). Pozdro do USA ;)

      Usuń